I co tu zrobić, gdy jestem taka NIJAKA?

Hej Wam!
Ostatnio tu u mnie pusto, co? Chyba to też trochę zasługa mojego opowiadania. Jest tak dobre i tak mi się podoba, że uważam iż powinno trochę dłużej zostać na stronie głównej :)
Dziś przychodzę z postem bardziej związanym z życiowymi rozważaniami. Pobawimy się i pośmiejemy już niedługo, bo mam nadzieję wprowadzić coś wesołego :)

Na pewno kiedyś w trudnym momencie, zdarzyło Wam się pomyśleć "Boże, jestem taka beznadziejna/ niczym się nie wyróżniam w tłumie/ jestem nikim/ czemu ktokolwiek miałby zwrócić na mnie uwagę?"
Dobre pytanie. Patrzymy na ludzi, którzy czegoś dokonali - mają cudowną twarz, fantastyczne ciało, są olimpijczykami, prowadzą bloga, którego czyta jakaś połowa populacji świata. Patrzymy i porównujemy się z nimi, wierząc, że przecież wszyscy jesteśmy równi. Zaczynamy wierzyć, że osiągniemy to z łatwością, jeśli zainwestujemy w to nieco czasu. Ta wiara kiełkuje coraz bardziej. Czekamy, aż sukces nadejdzie, niczym Sądny Dzień i po pewnym czasie się rozczarowujemy.
Nie rozumiemy, gdzie popełniliśmy błąd. Dlaczego, choć Bóg stworzył nas równych i jednakich nie udało nam się osiągnąć zamierzonego celu, choć wydawał się rzeczą prostą i przyjemną zarazem.

Widzimy kogoś, komu coś się powiodło i pragniemy zobaczyć na jego miejscu siebie. Myślimy, że wszystko nam się powiedzie, minimalnym wysiłkiem i dziwimy się, gdy dostrzegamy, że się myliliśmy.

Jakiś czas temu dostałam taką wiadomość od załamanego kolegi. Umówił się z dziewczyną, ale tego samego dnia sprawa dosyć się skomplikowała, przez co potrzebował mojego wsparcia.
Przykro się robi, kiedy ktoś jednym słowem, jednym nieświadomym krokiem burzy całą twoją pewność siebie i motywację. Pogrąża cię doszczętnie.
Ten chłopak uświadomił mi, co jest nie tak z tą rzeszą nieszczęśliwych ludzi.
Mam zbyt wygórowane ambicje; zbyt dużo wymagam od swojego życia.
Dokładnie tak. Który współczesny człowiek chce przypatrywać się ludzkiemu cierpieniu i dramatom? Człowiek dzisiejszych czasów poszukuje szczęścia, bogactwa, chce osiągnąć sukces, który nada sens jego egzystencji. Mapą do tej szalenie istotnej eksploracji jest obserwacja odległego świata, do którego nie należymy - świata piękna, niesamowitości, w której wszyscy się rozpływają - bo przecież kto chce być zwyczajny, teraz w cenie są wyraziste osobowości, obfitość szczęścia, zadowolenia z życia, płynącego z - właściwie nie wiadomo skąd. Nie wszyscy pragną się dzielić przepisem na życiową motywację i radość, więc czepiamy się ich, jak kleszcze, pragnąc zgłębić ich sekrety i trochę się ogrzać w ich świetle wspaniałości.
Ludzie biegną z nosem w tej mapie, nie starają się cieszyć, tym co mają, ale zawsze marzą o czymś więcej. Ile to razy pomyśleliśmy, że "rany, za rok sobie załatwię to i to, i tamto, i wtedy znajdę grupkę znajomych, z którymi podzielę się tym szczęściem", zamiast zwyczajnie pozostać przy czymś, co mamy?
[...] nic szczególnego mi się w życiu nie przydarzy.
A czego oczekujesz? Chcesz zostać bohaterem, ale wolisz siedzieć i się nad sobą użalać. Dlaczego ludzie oczekują od życia więcej, ale nie potrafią dokonać prostego wyboru: pozostać w miejscu i to zaakceptować, albo ruszyć, potoczyć się w nowym kierunku i może czegoś dokonać. Dlaczego porażki sprawiają, że mamy tendencję do zapominania o czymś, w co włożyliśmy tyle energii i natychmiast chcemy to porzucić?
Nie rozumiem. Na świecie jest ponad siedem miliardów ludzi. Odsetek wszystkich osób, którym udało się odnieść miażdżący sukces medialny jest na pewno mniej niż 5% ludności. To są nasze autorytety. Osoby, które posiadają wizerunek, pozycję, są sławni przez wzgląd na to, co zrobiły. Skupiamy się na nich. Analizujemy, co sobie kupiły (willę, basen, wyspę), co im się przydarzyło (rozwiodła się, po czym odpłynęła z bogatym i seksownym Hiszpanem; jego przyjaciele w dniu urodzin urządzili dla niego imprezę, w której uczestniczyło ponad tysiąc osób, zakończona została sztucznymi ogniami, wśród prezentów znalazł się osobisty harem, itd.). Jak ktokolwiek mógłby sądzić, że jest to możliwe w normalnym życiu? Czy naprawdę uważasz, że gdybyś dostał harem, poczułbyś się lepiej? Poczułbyś się lepszy?
Jest nas siedem miliardów. Wiesz, ile to jest szaraczków? Nawet nie tyle, ile bakterii na poręczy w tramwaju. Gdyby każdy dostawał wyspę, to potrzebowalibyśmy jeszcze kilkunastu (kilkaset?) innych galaktyk. Oczekując, że przydarzy ci się coś nie z tej ziemi, jesteś okrutnie egoistyczny.

Często przyglądam się mojemu lubemu i zastanawiam się, co we mnie widzi. Jesteśmy jak ogień i woda - on to umysł ścisły, ja - skończona humanistka. On myśli racjonalnie i logicznie, ja absolutnie emocjonalnie. Gdy musimy podzielić się wnioskami wysnutymi z jakichś ciekawych filmów, lub na ważne tematy, to bardzo często wydaje mi się, że jestem bezmyślna i dla niego totalnie bezwartościowa. Albo, że uważa mnie za nudną. Często słyszę, że jestem ładna, obce mi osoby potrafią dostrzec we mnie jakiś promień mądrości, niezwykłości, tymczasem on powtarza, że jestem głupiutka :)
Potrafi wzruszać się; dostrzega, gdy coś jest dobre - w znaczeniu, że warto to znać, lub podziwiać. Jest fizycznym geniuszem... I moim asem dyskusji. Zawsze miewa rację - a przynajmniej bardzo, bardzo rzadko zdarza mu się w ogóle pomylić... A jednak w chwilach zwątpienia on też zastanawia się głośno i pyta, czy nie uważam go za nudnego. Raz zwierzył mi się, że mimo iż moim zdaniem wybrał sobie drogę idealnie dopasowaną do swojej inteligencji i talentu, to nie jest pewien swojego wyboru w stu procentach.
Dziwna sprawa. Czasami jeszcze myślę, że jest wiele ludzi, którzy znają się na czymś bardziej życiowym, o czym ja nie mam pojęcia i jest mi głupio, że dysponuję wiedzą błędną lub w całości nieprzydatną. Zupełnie niepotrzebnie.

Kochajcie siebie. Tylko Wy jedni wiecie dokładnie, czym różnicie się od reszty ludzkiej populacji.
Jestem życiowym szaraczkiem. Szukam ludzi, a nie "kontaktów". W mojej szafie nie ma ubrania, za które zapłaciłam więcej, niż sto pięćdziesiąt złotych. Uważam, że siedemdziesiąt złotych to za dużo za sweter. Nie wyznaję wyszukanej filozofii życiowej. Nie mam jednej ulubionej książki, ani nie znam filmu, który po obejrzeniu zmieniłby wasze i moje życie. Słoń nadepnął mi na ucho, więc w najlepszym razie mogłabym grać na trójkącie ;) I co z tego? To nie grzech. :) Po prostu rób swoje; jeśli coś lubisz, to się tego trzymaj no i... może doceniaj ludzi, którzy żyją wokół ciebie.

Komentarze

  1. Po przeczytaniu tego posta tak po prostu się uśmiechnęłam :) Ludzie są już tacy z natury, ale warto nad tym pracować. Kiedy będziemy doceniać to co mamy, rozważać ze moglibyśmy tego nie mieć automatycznie staniemy się szczęśliwszymi ludzmi. Wtedy dostrzezemy, ze rzeczywiście mamy dużo, w wielu dziedzinach więcej od innych. Wszyscy chcemy się wyróżniać, pokazać ze naprawdę coś potrafimy. Mimo ze znamy siebie i doskonale wiemy na co nas stać koniecznie muszą to dostrzec inni ludzie. Lubimy być doceniani.Widzisz - w miłości przeciwienstwa się przyciągają ^^ Jezeli chodzi o mnie to uważam Cię za bardzo mądra osobę. Tym potem również to potwierdzilas. Ja w sumie cały czas sobie myślę, ze jestem nudna, porównuje z innymi. Trudno tego uniknąć, ale pracuje nad tym. Staram się robić coś, żeby wreszcie się udało. Wiem że jestem w stanie osiągnąć dużo, tylko muszę chcieć i mieć motywację, której niestety często brakuje. Przeczytam sobie tego posta az jeszcze raz :D Pozdrawiam
    ludziesamotni.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hej, bardzo dziękuję za komentarz!
      Cieszę się, że tak zareagowałaś na posta :)
      Tak jest, ludzie częściej narzekają, niż się cieszą, albo pragną więcej. A mimo, że czasami mamy poczucie, iż wiemy mniej, mniej potrafimy i przez to jesteśmy mniej interesujący, nie chcemy nic z tym zrobić - ani zaakceptować, ani zmienić.
      Dziękuję Ci, naprawdę, dobrze mieć kogoś, kto zauważa takie dobre, ważne cechy.
      Czytaj go, kiedy chcesz ;)
      Pozdrawiam!

      Usuń
  2. Bardzo zgadzam się z twoim wpisem. Właściwie uświadomiłam sobie, że czasami też zdarza mi się myśleć o sobie jako o kimś gorszym (bo innym tak bardzo wszystko się powodzi).
    Patrząc na nas wszystkich, wydaje mi się, że jesteśmy takim społeczeństwem, które ciągle chce brnąć do przodu - osiągać coraz więcej, mieć więcej pieniędzy, więcej znajomych... I kiedy tak zdarza się nam brnąć dalej i dalej, zapominamy co tak naprawdę chcieliśmy osiągnąć w tym wszystkim. A każde porażki nas właśnie demotywują (bo jemu tak łatwo się to udało).
    Bardzo fajnie, że nawiązałaś do swojej sytuacji ze swoim lubym. :)

    Pozdrawiam,
    Book Prisoner! :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję ślicznie, za odzew z Twojej strony, nawet nie wiesz, jak mnie zaskoczyłaś! :)
      To prawdopodobnie bardzo ludzka cecha - wszyscy pragniemy czuć się lepiej, żyć inaczej, to ewolucja pchająca nas do przodu. Wszyscy podążają w zgodzie z jej nurtem, więc trudno jest się mu oprzeć.

      Pozdrawiam serdecznie i ściskam cieplutko :P

      Usuń

Prześlij komentarz

Napełnij mnie pozytywną energią!
Karma wraca!

Popularne posty z tego bloga

"Opowieść podręcznej" serial a książka. Porównanie

Muse do Pierwszego Albumu

Dedykacja - piękny gest czy przestarzały, niepraktyczny rytuał?