Jak zmienia mnie pełny etat






W piątek zaczęłam pracować w jednej z bardziej znanych sieciówek i chyba chciałabym się tym z wami podzielić. Od razu mówię, że nie będę tu za bardzo psioczyć na samą firmę (jeszcze na tyle nie zgłupiałam!), ale pewnie i na niej nie pozostawię suchej nitki, kiedy już pracę w niej zakończę :P

Na razie to będzie bardziej kilka moich obserwacji, bo tego na pewno się tam uczę - obserwowania otoczenia, socjalizacji i otwierania się na kontakty, a najbardziej chyba pozytywnego myślenia, nad którym pracuję!
Sklep, w którym pracuję mieści się w małym mieście około 30 kilometrów od Wrocławia i otaczają je właściwie prawie wyłącznie wsie. I na to trzeba zwrócić szczególną uwagę w moim wywodzie. To znaczy, ja nie zamierzam nikomu ujmować szacunku - nie, nie, nie to jest moim celem. No ale przejdę już do rzeczy, bo pewnie głowicie się, o co mi chodzi, a ja zaczynam swój wewnętrzny monolog. Przez parę tych pierwszych dni wystawiono mnie na przymierzalni - praca polega na tym, że głównie trzeba odsuwać zasłonki na lewą stronę w przymierzalniach, kiedy już klient wyjdzie i pozwijać wszystko, co tam zostawił, pozawieszać właściwie na wieszakach, a potem wesoło przemierzyć cały salon w poszukiwaniu miejsca, gdzie dane ubranie ma swoje miejsce. Dodatkowo jeszcze trzeba być miłym, ale to już pomińmy...
Po pierwszym razie, gdy mnie tam wystawiono (to była sobota, więc chyba przewinęły się tam setki ludzi) stopy mi odpadały, a ja przemieszczałam się w domu z jednego pokoju do drugiego w ciągłej obawie, czy nie odpadną mi pięty.
Jedna młoda dziewczyna stanęła koło mnie - chyba czekała na swojego chłopaka, który się przebierał i spytała, czy odrzucone przez niego ubrania może u mnie zostawić (ludzie od czasu do czasu po wyjściu z przymierzalni od razu pytają czy mogą to u mnie powiesić na drążku, a niektórzy nawet za to dziękują - to jest całkiem fajne; po ośmiu godzinach pracy już praktycznie cię to nie obchodzi, bo i tak musisz to poroznosić, ale nie zmienia to faktu, że aż się miło robi). No etyka pracy kazała mi przytaknąć. Po chwili znowu powiedziała coś w stylu "Ale mi pani szkoda, że musi to pani roznosić". No ręce mi opadają, jak teraz o tym myślę, ale na szczęście w pierwszej chwili zareagowałam dużo milej i powiedziałam trochę ironicznie, że "jak wiesz, gdzie to wisiało, to sama możesz to zanieść". I po krótkim namyśle stwierdziła głośno, że tak zrobi. No frajda, nigdy chyba się tak nie cieszyłam, jak wtedy!
Takie zachowanie jest bardziej niż okey. Jeśli czasami robicie zakupy w sieciówkach typu Sinsay, House, Reserved, Cropp itd. to jeśli po wyjściu z przymierzalni pamiętacie, gdzie leżały lub wisiały ciuchy, które właśnie przymierzyliście to byłoby fajnie, gdybyście je jednak sami zanieśli. Pomyślcie wtedy o tym, że dla was to tylko jedna, no maksymalnie cztery rzeczy, a dziewczyny, które muszą to zrobić, roznoszą ich setki każdego dnia. Jeżeli bolą was stopy po długich zakupach, to wykrzeszcie z siebie odrobinę empatii i wyobraźcie sobie, że dziewczyna stojąca na przymierzalni stoi w tym samym miejscu już od rana, od ośmiu godzin. Albo stoi w tym samym miejscu już drugi dzień z rzędu. Albo trzeci. Bo z każdym kolejnym pewnie się przyzwyczaja. Nie wiem, ja jeszcze nie zdążyłam w każdym razie :D
Przechodząc do sedna - są też ludzie, którzy przychodzą do przymierzalni z naręczem ubrań i zostawiają je wszystkie, ale nie normalnie zawieszone (nawet nie nienormalnie zawieszone) tylko po prostu zrzucone na ziemię, lub zwinięte w kłębek. Jak pierwszy raz to zobaczyłam, to pomyślałam sobie, jakim trzeba być burakiem, żeby nie mieć poszanowania w ogóle do przedmiotu, który jeszcze do niego nie należy. Bo przecież on za to nie zapłaci, to własność sklepu, w przymierzalniach nie ma kamer, a zresztą nie ma to znaczenia, bo obsługa wszystko posprząta zanim następny klient wejdzie.
W takich przypadkach przypominają mi się dwa dosyć mądre sformułowania - pierwsze to motto mojej mamy, które brzmi tak, że człowiek wyjdzie ze wsi, ale wieś z człowieka nigdy. To jest trochę smutne, bo właśnie najczęściej ludzie, którzy niewiele mają, mieszkają poza wielkimi miastami i przez to czują się mali i bezwartościowi, kiedy gdzieś jadą, do większych aglomeracji natychmiast stają się cyniczni i chcą pokazać, jacy to nie są wielkomiejscy i jak to lubią udawać, że mają pieniądze, że bywają w sklepach, które mają w ofercie coś więcej, niż typowy wiejski sklepik. Od razu przypomina się smutna prawda z książki "Rogi", mówiąca o tym, że właśnie ludzie biedniejsi ubierają się znacznie bardziej elegancko i wydają na to więcej pieniędzy, a bogatsi nie przywiązują do tego aż tak dużej wagi - z tych samych względów, o których wyżej pisałam.
Nie rozumiem, jak w takim razie traktowanie jak śmiecia kogoś innego, jakiegoś Bogu ducha winnego pracownika ma poprawić im nastrój, skoro nawet nie znają tego człowieka? Jasne, stres, frustracja związana z ciągłym napięciem w pracy są zrozumiałe. Ale można to wyładować inaczej. Można pójść na kurs kickboxingu, albo krav magi - ostatecznie się zmęczą, będą mieli głębszy sen i może nabiorą kondycji, a przy tym wytworzy im się trochę endorfin, dzięki temu możliwe, że inaczej spojrzą na swoje życie.

Teraz, kiedy pracuję po 40 godzin w tygodniu (cholera, nie wierzę, że po zaledwie trzech dniach mojej pierwszej pracy w życiu mam już takie egzystencjalne przemyślenia - to wygląda jak post w stylu "mam 30 lat i chcę się podzielić z wami tym, co przeżyłam i jakie wysnułam z tego wnioski") dopiero zaczynam doceniać, jak ważne są przyjaźnie, kontakty ze znajomymi, czy rodziną. Pół mojej najbliższej rodziny wyjechało do ZOO, a ja w tym czasie popylałam po całym salonie, roznosząc bawełnę, poliester i jakieś inne sztuczne folie, z których zrobiona jest tak połowa damskiej odzieży. (Swoją drogą w Reserved godny polecenia jest wyłącznie dział męski, stuprocentowo bawełniany, lub po prostu wolny od poliestru) Mój chłopak w piątek jedzie z kolegami na maraton filmowy. Bilet mi zaproponował, ale co z tego, bo w końcu seans zaczyna się o 19, a ja pracę kończę o 22. I lipa totalna. Inna sprawa, że jak kiedyś byłam absolutnym introwertykiem, tak liceum zmieniło mnie w ambiwertyka i mam wrażenie, że dzięki tej pracy mój stosunek do ludzi jeszcze zmieni się o parę stopni na lepsze. Trzeba być miłym (umiem to), trzeba pomagać ludziom (bardzo to lubię), mówić Dzień dobry (no tego mnie nauczono), czasami się uśmiechać.
A efekty widać!
Już dzisiaj w autobusie, którym wracałam do domu, spotkałam chłopaka, czytającego książkę, która akurat była mi znana. Siedziałam obok i czytałam "Imperium" - o które nie pytajcie, proszę! :D - i będąc już trochę zmęczona, ale zaintrygowana moim sąsiadem spytałam, w którym jest momencie. Byłam z siebie taka dumna, że rozmowa popłynęła naturalnie! Chyba nie może być nic lepszego dla introwertyka niż rozmowa z kimś innym, kto podziela twoje pasje.

I na razie wysnułam z moich przygód jedynie tyle. Może nie za wiele, ale też nie chciałam, żeby ten post był nie wiadomo jak długi, w końcu zostawię wam miejsce na komentarze o tym, czy i wy dostrzegacie wokół siebie jakieś rzeczy, które was zmieniają?
W sobotę i niedzielę wyjeżdżam na parapetówkę do dwóch moich kochanych koleżanek, które się tam wprowadziły i zwiedzę jeszcze raz to wszystko, co tak kocham we Wrocławiu, może wybiorę się też na Floriańską? I postaram się przywieźć dla was kilka zdjęć. Życzcie mi dużo siły!
Bardzo was również proszę o odpowiedź, o czym chcielibyście następnego posta - miałam już jedną prośbę o maturę i studia, czy w ogóle o tej edukacji ponadgimnazjalnej, ale chciałabym wiedzieć, co kogo interesuje. Ewentualnie możecie mi podsunąć jakiś temat, nie obrażę się ;)

Miłego wieczoru i cudownego poniedziałku wam wszystkim życzę!

Komentarze

  1. Będę pamiętała, żeby zawsze samemu odnieść ubrania ^^ Staram się zawsze tak robić. To znaczy jak nie ma tam żadnej dziewczyny to po prostu wieszam na miejscu przeznaczonym do tego, ale jak jest to wtedy sama odnoszę, bo nie chcę sprawiać jej kłopotu. Wiem, że powinnam zawsze tak robić, niezależnie czy ktoś tam jest czy nie, ale robiłam to odruchowo i dopiero teraz tak się nad tym zastanawiając zauważyłam :D Każde nowe doświadczenia nas kształtują. Teraz wiesz co to znaczy ciężko pracować i bardziej doceniasz wolny czas. Na pewno też jesteś z siebie dumna, wiedząc że sama zapracowałaś na swoją wypłatę. Praca niestety ogranicza :/ W przyszłości przydałaby mi się taka praca, żeby mieć kontakt z ludźmi. To na pewno by mi pomogło. Życzę Ci dużo siły! Czekam na zdjęcia. Ja chętnie poczytam jakieś porady jak wybrać szkołę ponadgimnazjalną, co według Ciebie jest najrozsądniejsze - liceum, technikum itd. Ogólnie taki post na pewno byłby ciekawy :) Pozdrawiam
    ludziesamotni.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za komentarz! Cieszę się, bo to wcale nie chodzi o to, że ja jestem leniwa i chcę komuś pomarudzić jak to mi źle w pracy, tylko o takie służalcze pomiatanie obsługą. W sklepach największych marek do usług są ekspedientki, którym jednak sowicie się płaci za właściwe obsłużenie klienta i doradzenie mu, a ja pracuję w jakiejś śmieciowej sieciówce i mam płaconą najniższą krajową.
      Jeszcze nie mam wypłaty i wydaje mi się, że nie dostanę jakiejś euforii jak ją dostanę, bo pieniądze akurat dla mnie nie mają tak dużej wartości :)
      O tak, taka praca naprawdę człowiekowi pomaga się otworzyć.
      Dziękuję.
      Postaram się coś ciekawego wymyślić jeszcze o tych szkołach.
      Pozdrawiam!

      Usuń
  2. Moja sąsiadka pracuje w H&M ale niewiem co robi. Ostatnio jak były te wszystkie wyprzedaże a to w sinsay'u, croop'ie tak mi się zrobiło tam wszystkich żal. Jak można tak robić? Rzucać ubrania, gnieść, yyyy ludzie zabijcie! Sama mam ochotę pracować w takiej sieciówce więc no powodzenia ja:D Gratuluję tobie że wytrwałaś i mam nadzieję, że ta praca wkrótce będzie sprawiać Ci radość. Ja jeszcze nigdy nie spotkałam kogoś w autobusie albo pociągu by czytał książkę :( zaraz będę jechać może i ja kogoś poznam :D Przesyłam Ci uśmiech i pozytywną energię na cały dzień/noc/ następny dzień! :D
    Buziaki :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pewnie to samo co ja. No, ewentualnie może stać jeszcze na kasie :)
      Wyprzedaż trwa nadal i przypuszczam że na tym się nie skończy no teraz już wchodzą nowe kolekcje.
      Chyba musisz się po prostu rozejrzeć czasami :D no tego chłopaka chyba nie zainteresowałam bo miał napisać w poniedziałek a mamy piątek i niiiic xD
      Już zaczyna mi sprawiać przyjemność bo nogi mniej bolą :P
      Pozdrawiam i całuję i dziękuję za taką szczodrą dawkę optymizmu!

      Usuń
    2. Cześć tu znowuja:D zostałaś przeze mnie nominowana do LBA:) Po więcej informacji zapraszam tu :
      http://zlodziejka-zapisanych-stron.blogspot.com/2016/08/liebster-blog-award.html
      Mam nadzieje, że odpowiesz niedługo oraz życzę miłego dnia :)
      Buziaki :*

      Usuń
  3. Mi w przymierzalniach, aż dziwnie jest pozostawić po sobie syf. Nie mógłbym wychodząc popatrzeć nikomu z obsługi w oczy :P Ale faktycznie, myślę, że Reserved i sieciówki tego typu np. Stradivarius mają mega problem z tym syfem. Na półkach podczas wyprzedaży i w szatniach w zwykłe dni.
    Sam wiele razy spotkałem się z najzwyczajniej mówiąc chamówą wśród klientów, choć nie pracuję! Czasem zastąpię koleżankę na stanowisku, bo i tak nikt się nie zorientuje, a jak mogę komuś ulżyć, to czemu nie. W pracy przy zwykłych, dziecięcych wózkach z samochodzikiem można najeść się tyle jadu, że, aż bym się nie spodziewał. Ogólne chamstwo w rozmowie, jest powszechne. Nie wspomnę, o powtarzającym się podejrzeniem o oszustwo. Pozostawianie syfu, a najgorsze jest narzekanie na rzeczy, na które pracownik zwyczajnie nie ma wpływu. Jeszcze, gdyby było to miłe zwrócenie uwagi, a nie wrzask. A to przeszkadza bo dowód trzeba zeskanować (w razie kradzieży), a to dopłata (za zbyt długą jazdę)w wysokości przeważnie 2.60 zł? Powtarzający się problem braku muzyczki, śliskich kółek i niemożliwości zatrzymania sprzętu na ruchomych schodach. Najdrobniejszy błąd, jest od razu karany publiczną chłostą, a jeszcze jak się źle wyda resztę! O matko, wtedy już nie masz życia. Praca nietrudna, siedzi się, rozmawia i odpina wózki co jakiś czas je czyszcząc. Ale tak stresująca, że ostatnio, gdy przyszła nowa dziewczyna z nerwwów zbełtała się przy klientce do worka na kanapki. Ja podchodzę do tego z olewką bo nikt mi za to nie płaci, a w razie chamstwa zwyczajnie zbywam. Ludzie są różni, a też często spotykam się z tymi wyrozumiałymi. Staramy się wtedy z nimi rozmawiać. Tak jak dzisiaj, gdy starałem się pomóc klientce w zamówieniu taksówki bo miała dzieciaka, stosy siatek, a auta brak :P
    Mega post, powodzenia w pracy :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki za komentarz! ;)
      Nie wiem, co mnie wzięło na taki post, może po prostu sam fakt, że właśnie mi się to nie podoba - i ludzie to widzą, że na półce koszulki porozwalane jak na bazarze. Nie żeby bazar był w czymś gorszy. Jest czasem nawet dużo lepszy.
      O kurde, to chyba za mało jeszcze pracuję bo raczej nie spotkałam się z aż takim chamstwem. Ja jestem zdania że zarobię ile się da i stamtąd spadam. Umowa na zlecenie to farbowany lis. A ta praca nie jest tego warta...
      Również pozdrawiam i dziękuję, liczę że dotrwam do końca września a potem spadam na studia i może poszukam czegoś lżejszego :)

      Usuń
  4. Ja zawsze sama odnoszę ubrania, poza tym zazwyczaj chodzę na zakupy z koleżanką i szukam jej odpowiednich rozmiarów itd Współczuję, w takich sieciówkach zawsze jest dużo ludzi i roboty. Większość ludzi to pewnie sobie myśli a takie to mają fajnie nic nie robią tylko odkładają ubrania. Jak wynika z twojego postu nic bardziej mylnego ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To dobrze. Naprawdę doceniam i pracowniczki też pewnie doceniają bardzo ❤
      No cóż dziekuję za komentarz, miło że ktoś widzi to poświęcenie i w ogóle. No bo wiele ludzi tego nie widzi. Tak jak napisałaś.
      Pozdrawiam!

      Usuń
  5. Ja zawsze odnoszę po sobie ubrania, niezależnie ile ich wezmę. Po prostu zazwyczaj zawsze pamiętam gdzie to leżało, więc odniesienie nie jest dla mnie problemem. Jednak nigdy nie robiłam tego z myślą o ekspedientkach, jakoś tak odruchowo. Bo szczerze mówiąc nigdy nie patrzyłam na to w taki sposób, ale teraz na prwno zacznę

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Właśnie o to się rozchodzi :D
      Ty pamiętasz skąd to wzięłaś a mnie ostatnio zmienili wystrój w ciągu jednego dnia i ja już zgłupiałam, bo wszystko poprzestawiano :/ i szukaj wiatru w polu.
      Dzięki ogromne za komentarz. Pozdrawiam cieplutko!

      Usuń
  6. Ja zawsze odnoszę rzeczy które wzięłam do szatni. Jedna pani "szatniarka" (tak ją nazwę) aż się zdziwiła, że byłam 2x w szatni i za każdym razem sama odniosłam rzeczy. Trzeba mieć trochę empatii i ogólnie kultury osobistej "Wzięłam? To odniosę.". Według mnie proste.

    Pozdrawiam ~
    https://hitemjestzycie.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To super! Gdyby tylko wszyscy ludzie tacy byli ;)
      Z działem sprzedaży to był chyba krótki romans, przynajmniej jeśli idzie o RESERVED.

      Pozdrawiam!

      Usuń

Prześlij komentarz

Napełnij mnie pozytywną energią!
Karma wraca!

Popularne posty z tego bloga

"Opowieść podręcznej" serial a książka. Porównanie

Muse do Pierwszego Albumu

Dedykacja - piękny gest czy przestarzały, niepraktyczny rytuał?